Pamiętam jak mój brat cioteczny przyniósł kiedyś na święta Palm’a, ależ byłem pod wrażeniem! Przecież to praktycznie komputer, który mieści się w ręku! Jakiś czas później swój okres świetności miały urządzenia na Windows Mobile, aż przyszła era Android’a i iOS’a. I bardzo fajnie, obecne smartfony są mega rozwinięte i bardzo lubię sam fakt ich istnienia. Posiadanie smartfona, przy jego odpowiednim wykorzystaniu, może ułatwić wykonanie ogromnej ilości zadań, a także wiele spraw przyspieszyć. Oczywiście może dużo więcej, ale nie jest to rozprawka o możliwościach smartfonów, bo te zna chyba każdy. A jednak nie poszło to tym kierunku w którym marzyłem, że pójdzie, czyli w kierunku zastąpienia kolejnych urządzeń tylko jednym.
Dzięki smartfonom mogliśmy pozbyć się budzików, aparatów, kalendarzy, papierowych książek, elektronicznych czytników, przyklejanych karteczek i generalnie mnóstwa innych rzeczy. Procesory w topowych modelach są potwornie szybkie, a całkowita przesiadka Apple’a na architekturę ARM otwiera kolejne drzwi. Może nadeszła więc pora aby na rzecz telefonów pozbyć się komputerów? A może i tabletów?
Luźna koncepcja
Zacznijmy od tabletów, bo tu sprawa wydaje się być prostsza – składane telefony. Fajnie, że technologia ta się rozwija i mam nadzieję, że za jakiś czas zobaczymy składaki rodem z Westworld. Posiadając taki telefon, myślę, że u wszystkich znikłaby potrzeba posiadania tabletu. Kierunek rozwoju jest dobry, pojawiają się już pierwsze prototypy potrójnie składanych smartfonów. Teraz tylko troszkę udoskonalić ekrany, odchudzić i jesteśmy w domu.
Co z komputerami? Tutaj troszkę ciężej. Rozważyć musimy dwa przypadki – komputer stacjonarny oraz laptop. Jeżeli chodzi o stacjonarkę, to rozwiązanie nasuwa się od razu. Wystarczy monitor, myszka, klawiatura i stacja dokująca dla telefonu. Wpinamy telefon w dock’a i tyle.
A co z laptopem? No tutaj troszkę ciężej – nie obędzie się bez dodatkowego hardware’u… Skoro tak, to po co to łączyć? I tak będzie trzeba nosić ze sobą drugie urządzenie. Jasne, to prawda, ale nie do końca. Po pierwsze chodzi o samą koncepcję, że wszystko mamy na jednym urządzeniu. Po drugie, jeżeli założymy, że to smartfon jest faktycznym urządzeniem, to ten “laptop” musi być tylko skorupą z ekranem, klawiaturą, touchpadem i może dodatkową baterią. Taka skorupa mogłaby na przykład zamiast touchpad’a mieć miejsce na smartfon’a, który wkładalibyśmy tam, żeby zasilić tę skorupę, a jednocześnie moglibyśmy używać telefonu jako touchpad’a. Oh wait! Przecież taki koncept też już widzieliśmy! Poza tym moglibyśmy wprowadzić jakiś standard, po którym wszystkie takie skorupy by się porozumiewały i niezależnie od producenta, można by się do takiej skorupy podłączyć kablem / bezprzewodowo. Wtedy takie skorupy mogłyby stać na uczelniach, w szkołach, czy pracach i być współdzielone.
Profesjonaliści
To taka sekcja, która mogłaby być na końcu, ale wolę od razu powiedzieć, że pamiętam o takiej grupie. I oczywiście, wciąż będą tacy, którzy będą potrzebowali lepszych podzespołów, większego ekranu – tak samo zresztą jak wciąż kupujemy aparaty i kamery. Ale przeciętnemu kowalskiemu nie jest to potrzebne, a z takiej perspektywy staram się patrzeć w tych swoich rozważaniach. Tak samo jak nadal istnieją aparaty, tak samo istniałyby komputery, ale dedykowane były by one innej grupie odbiorców.
Faktyczne rozwiązania – Samsung DeX
Ostatnio właśnie jakoś mnie naszło na takie przemyślenia, że przecież Samsung popełnił coś, co na ten moment leży najbliżej opisanej przeze mnie koncepcji. Jestem człowiekiem czynu, nabyłem więc drogą kupna Samsung’a Galaxy S10+, żeby przeprowadzić test ile to warte i z czym to się je.
Przygotowania
O samym telefonie nie będę się tutaj rozpisywał, ale korzystanie z niego przez kilka dni, skłoniło mnie do popełnienia postu o Androidzie okiem Apple’owca, więc możecie się niedługo spodziewać takiego wpisu. Przygotowania do testowania DeX’a obejmowały praktycznie całkowitą przesiadkę na Samsung’a. Jestem mocno wsiąknięty w ekosystem, więc nie przesiadałem się z notatkami, przypomnieniami, kalendarzami, czy chmurą. Zainstalowałem jednak na Android’zie większość aplikacji, z których na co dzień korzystam i świadomie starałem się do wszystkiego wykorzystywać właśnie to urządzenie. Chodziło o to, że jak siądę finalnie do DeX’a, to będę się na tym urządzeniu już czuł jak u siebie, wszystko będę miał skonfigurowane i będę mógł od razu przejść do faktycznej pracy.
Setup
Mój setup do tych testów zawiera klawiaturę Logitech K380, myszkę Logitech Master MX 3S oraz 48” calowy monitor 4K z kablem HDMI do USB-C.
Pierwsze próby mnie mocno zniechęciły, bo domyślnie wyświetlane FHD na tak dużym monitorze było po prostu uciążliwe. W ustawieniach brak możliwości zwiększenia rozdzielczości. Postanowiłem więc spróbować podłączenie do maka. Tutaj też niedobrze. Oficjalna apka ma maka nie jest wspierana już od stycznia 2022. Dało się jednak zainstalować starszą wersję. Po podłączeniu okazało się jednak, że responsywność była dużo gorsza niż po bezpośrednim podłączeniu monitora, zdarzały się też błędy, że niektóre opcje w ogóle nie działały. No nic, test to test, jakieś wnioski już miałem. Ale nie byłbym sobą, jakbym tematu nie zagłębił i znalazło się rozwiązanie. Po zainstalowaniu jakiś 2 apek od Samsung’a i przeklikaniu kilku opcji, moim oczom ukazał się interfejs DeX’a w natywnym 4K. I to stąd właśnie przygotowuję dla Was ten post.
Zalety
Chociaż nie zabrzmi to może zbyt optymistycznie, to największą zaletą DeX’a jest to, że w ogóle istnieje i że działa. Chodzi mi o to, że ogromnie się cieszę, że próbują. Mimo, że użytkowników tego rozwiązania nie ma pewnie zbyt dużo, to nie porzucają projektu, nieustannie go rozwijają i udoskonalają. I super, wprowadzanie takich nowości to na ogół domena mniejszych firm, podczas kiedy te duże pozostają przy sprawdzonych i stabilnych rozwiązaniach. Cieszę się tym bardziej, że tak duży gracz rozwija taki interfejs, jednocześnie troszkę wymuszając na innych gigantach zaproponowanie jakiejś alternatywy z ich strony, jeżeli chcą pozostać konkurencyjni.
Abstrahując od Android’a – DeX naprawdę działa fajnie. Interfejs jest przejrzysty i czytelny, obsługą u układem mocno przypomina Windows’a, co daje bardzo niski próg wejścia. Jak na to, że testy przeprowadzam na czteroletnim telefonie, to jestem miło zaskoczony, jak płynnie to działa. Kilka aplikacji odpalonych jednocześnie, w tym przeglądarka z kilkoma kartami, a wszystko pozostaje responsywne. Każde okienko możemy dowolnie skalować. Trzeba przyznać, że nazwa “Desktop experience” jest trafiona.
Przy odpowiednim doborze aplikacji, myślę, że znakomitej większości takie rozwiązanie mogłoby wystarczyć. Oczywiście po wprowadzeniu jakiegoś rozwiązania zastępującego laptopa, tak jak wspominałem wcześniej. Bez problemu jesteśmy na DeX’ie w stanie pracować z dokumentami, przeglądać internet, konsumować media, przeglądać społecznościówki, obrabiać zdjęcia, przeglądać wiadomości i maile, prowadzić rozmowy głosowe i wideo, a nawet zmontować film z wakacji. No w sumie tak samo jak i w telefonie, ale do wielu tych czynności ludzie wybierają komputer, ze względu na większy ekran i wygodniejsze wprowadzanie tekstu. I właśnie o to chodzi – dużo ludzi nie potrzebuje komputera, a tylko wygodniejszy sposób obsługi swojego smartfona. No i proszę, jest rozwiązanie.
Oczywiście należy się też ogromny plus za wsparcie 4K i to na leciwym już w sumie urządzeniu.
Wady
Okej, nazwijcie mnie fanboy’em Apple’a, ale największym problemem jest tu Android. Sam system jest okej i lubię go, ale ma kilka rzeczy, które powstrzymują mnie przed używaniem go na co dzień, a w przypadku DeX’a problemy te tylko nabierają na sile.
Zacznijmy od aplikacji – tych na Adroid’a jest mnóstwo, dużo więcej niż na iOS. Jeżeli jednak mowa o wysokiej jakości aplikacjach, wyspecjalizowanych do konkretnych działań, to tutaj jest już gorzej. Często też odpowiedniki z iOS, są o wiele gorzej zoptymalizowanie na Android’a. Jeszcze gorzej jest, kiedy szukamy takiej aplikacji, która dobrze będzie wyglądała na tablecie, bo w przypadku DeX’a to podstawa, to chyba oczywiste. A wszyscy wiemy jak wygląda świat Android’owych aplikacji na tablety – jest to istna Nibylandia…
Rynek też musiałby potraktować DeX’a i tego typy rozwiązania bardziej poważnie. Jeżeli apki mają zastąpić swoich desktop’owych odpowiedników, to w trybie DeX mogłyby oferować troszkę więcej opcji – chociażby Word, który z mobilnej wersji jest mocno okrojony. No ale to się raczej nie zadzieje, dopóki takie rozwiązania się nie spopularyzują.
Generalnie DeX cierpli na wszelkie bolączki Android’a – mała płynność, gubienie klatek, jakieś przeskakujące lub migające elementy interfejsu. Poza tym cienie pod oknami w wersji desktop’owej pozostawiają wiele do życzenia. Generalnie te ramki wokół aplikacji wyglądają jakoś tak dziwnie, warto byłoby wymyślić jakiś bardziej estetyczny sposób na zarządzanie oknami.
Przecierajcie szlaki
Nie jest to rozwiązanie dla mnie, ze względu na to jak głęboko siędzie w ekosystemie Apple’a, ale poza tym, uważam, że Samsung zrobił kawał dobrej roboty. Zachęcam każdego kto ma wspierające urządzenie do sprawdzenia DeX’a – może to coś czego szukacie, a o tym nie wiecie. Im więcej użytkowników, tym lepszy i szybszy będzie rozwój takich rozwiązań.
Marzeń ciąg dalszy
Ja narazie pozostaję w strefie marzeń, że Apple wykorzysta nowy port USB-C w iPhonie, do wprowadzenia wsparcia dla Stage Manager’a oraz że sam Stage Manager również dostanie sporo usprawnień. Gdybyśmy dostali wsparcie na iPhone’ach i mogli używać tylko zewnętrznego ekranu, to byłby to już bardzo dobry początek. A jakby tak jeszcze iPhone dostał procesor serii M i po podłączeniu do monitora pozwalał na odpalanie wersji aplikacji z macOS? No, to jest coś czego nie doczekamy, ale warto czasem pomarzyć.
Niestety wydaje mi się, że taka koncepcja nie jest również zbyt korzystna dla producentów, pod kątem sprzedażowym i marketingowym. W końcu gdyby nie to, to iPad już teraz mógłby serwować pełną wersję macOS po podłączeniu monitora…