Grafiką 3D, czy rysunkiem nie zajmuję się codziennie i troszkę mi szkoda, że przez pozostały czas mój iPad zbierał kurz. Podstawka, którą niedawno zakupiłem sprawiła, że tablet stał się moim codziennym kompanem pracy, ale tak tylko troszkę. Służy mi on głównie do sterowania muzyką oraz podglądania kalendarza i zadań do wykonania. Fajnie, że mam dla niego jakieś zdanie, ale mam takie poczucie, że jest to tak troszkę na siłę. Równie dobrze mogę to wszystko zrobić z telefonu, który leży obok, także nie jest to takie typowe „używanie” iPad’a.
Tablet to w ogóle świetne urządzenie do obróbki zdjęć, czy czytania książek oraz artykułów. Ale nie dla mnie 😁 Te rzeczy w znakomitej większości przypadków wolę robić z telefonu, bo robię je albo w randomowych momentach, kiedy nie mam przy sobie tabletu, albo w sytuacjach, kiedy z tabletem byłoby mi po prostu niewygodnie.
Kiedy w końcu zdecyduję się już sięgnąć po tablet, okazuje się, że danej rzeczy akurat nie da się za bardzo z niego zrobić, albo będzie to niewygodne i męczące, więc potrzebny będzie komputer. Tutaj jednak był pewien błąd w moim myśleniu i działaniu.
Zarządzanie czasem i zadaniami
Kiedy siadałem sobie wieczorem (bo w dzień stety / niestety praca zawodowa), żeby porobić coś bardziej kreatywnego i rozwojowego, nie do końca precyzowałem sobie, co w sumie planuję zrobić, zakładając, że zrobię to, na co mnie akurat najdzie. Finalnie okazywało się, że naszło mnie na pisanie posta, ale jakoś tak się rozpraszałem i na przykład poprawiałem coś wizualnie na blogu, albo porządkowałem notatki. Dlatego w sumie prawie zawsze i tak finalnie przesiadałem się na komputer. No albo nie robiłem nic, bo nie naszło mnie na nic.
Wprowadziłem więc w te działania troszkę dyscypliny i zarządzania. Po pierwsze, staram się sam siebie pilnować, żeby od poniedziałku do czwartku coś wieczorem zrobić, co pchnie do przodu moją kreatywność i samorozwój. Po drugie – od razu ustalam co dziś będę danego dnia robił. Jeżeli decyduję się na przygotowanie wpisu, to nie pochylam się w ogóle nad innymi kwestiami. Jak coś mi się przypomni, to zapisuję to na kolejny dzień. Wymaga to troszkę samodyscypliny, ale się zwraca. Ale czyny nie słowa – zobaczcie jak często pojawiają się ostatnio wpisy na blogu.
Gdzie w tym wszystkim iPad?
A no właśnie. Skoro już wiem, że danego dnia postanowiłem przygotować wpis, to biorę urządzenie, które najlepiej mi się sprawdzi. I tutaj, cały na gwieździsto-szaro, wjeżdża mój iPad.
Po pierwsze, do takiego zadania jak przygotowanie wpisu, tablet nadaje się idealnie. Na ten moment korzystam z klawiatury Folio, która jest bardzo wygodna i całkowicie wystarczająca do przygotowania takich treści. Aplikacją, którą wykorzystuję do przygotowania postów, jest na ten moment Bear, który na iPad’zie działa i wygląda bardzo przyjemnie. Szukanie, obrabianie i przygotowywanie zdjęć do wpisu jest tutaj również bardzo wygodne. Najmniej przyjazna jest może sama publikacja, ale można na to przymknąć oko. Poza tym do tej pory robiłem to zawsze bezpośrednio przez witrynę, a może jak przekonam się do skorzystania z aplikacji, to feeling się poprawi.
Drugim ogromnym plusem wynikającym ze skorzystania z iPad’a do tego typu zdań, jest (przynajmniej w moim wypadku) brak rozpraszaczy. Ja korzystam z jedenastocalowej wersji tabletu, na której (ze względu na wielkość ekranu) raczej korzystam z aplikacji w trybie pełnoekranowym. Swojego iPad’a mam też skonfigurowanego tak, że nie dostaję tu żadnych powiadomień, co pozwala mi się skupić jeszcze bardziej. Tutaj zatapiam się w post i efektem na ogół jest gotowy wpis. Dla porównania, na komputerze, przygotowanie pojedynczego wpisu rozbite było na ogół na trzy albo cztery posiedzenia, a często taki post w ogóle nie został ukończony.
Na pewno moje podejście nie jest rozwiązaniem idealnym dla wszystkich. U mnie taki flow się sprawdza, a może ten wpis kogoś też natchnie do tego, żeby wyciągnąć swojego zakurzonego iPad’a z szafki i spróbować znaleźć mu jakieś zadanie w codziennej pracy.